niedziela, 25 kwietnia 2010

zdjęcia 18

























Cam on ban - dziękujemy

Podobno tulipany w Józefowie jeszcze nie rozkwitły w pełni, czekają na słońce. Przydałoby się je przywieźć z Wietnamu. Mamy nadzieję, że dziś się to uda. Dzięki staraniom biura AF w Wietnamie mamy przepisane bilety na dzisiejszy rejs z Ho Chi Minh. Musimy wcześniej tylko dostać się do HCMC z Danang. Hoi An to zdecydowanie najbardziej urokliwe miasto jakie mieliśmy okazję zobaczyć w Wietnamie. Pomyśleć, że zostało ocalone dla potomnych przez Kazika, bo ponoć rząd wietnamski zamierzał wyburzyć stare domy i wybudować tu osiedla mieszkaniowe. Dziś ściągają tu tłumy turystów, wieczorami uliczki rozświetlają się setkami kolorowych lampionów, na małej scenie przy rzece odbywają się koncerty i rozbrzmiewa tradycyjna muzyka. Hoi An ma swoje kulinarne specjalności, Cao Lau to makaron domowej roboty zalany odrobiną rosołu z kawałkami wołowiny, Wonton to chrupkie placki z odrobiną farszu polane sosem, natomiast White Rose to pierożki z wody w delikatnym, białym, prawie przeźroczystym cieście z farszem z krewetek. Zupa krem z warzyw jest słodka i mocno korzenna, natomiast pomidorowa przypomina zwykły chiński rosołek z rozprowadzonym jajkiem tylko, że pływają w niej kawałki pokrojonego pomidora. Zupełnie inne smaki niż u nas. Ale chciałoby się już zjeść podwawelskiej nad Wisłą. Zresztą trochę podobieństw z Polską by się znalazło. Np. w Hoi An codziennie o świcie budzi nas pianie koguta, pieje równie dobrze co te nasze. Jeśli chodzi o internet, Wietnamczycy są dobrą dekadę przed nami. Dostęp do sieci jest praktycznie wszędzie, ma go każdy nawet najmniejszy hotel, router bezprzewodowy jest na każdym piętrze. W dwóch hotelach mieliśmy nawet w pokoju na standardowym wyposażeniu normalny pecet z podłączeniem do sieci. Każda knajpa, kawiarnia ma dostęp do internetu. Oczywiście jest on bezpłatny. Wietnamczycy bardzo kiepsko mówią po angielsku i nawet jak posiadają odpowiedni zasób słów, trudno zrozumieć ich wymowę. Często trzeba dogadywać się na migi a przy zakupach nieodzowny jest kalkulator. Bardzo lubią się targować, wyjściowa cena jest dwu-trzykrotnie wyższa od ostatecznej. Kiedy byliśmy kilka lat temu z Justyną po raz pierwszy w południowym Wietnamie pozostały nam mieszane uczucia, owszem kraj ładny, egzotyczny, ze świetnym jedzeniem i ładnym morzem, ale niewiele było do zwiedzania. Zamierzałem tu powrócić tylko na krótko żeby zobaczyć zatokę Halong. Dziś z całym przekonaniem mogę polecić ten kraj jako destynację turystyczną i wypoczynkową, polecałbym zrobić 3dniowy rejs po Halong, potem dwa dni w Hue i 5dni na Hoi An i byczenie się na plaży. Gwarantuje wspaniałe wrażenia. Południe można sobie odpuścić, chyba że są maniacy wojskowi, którzy chcą się czołgać po tunelach Vietcongu pod Sajgonem. Właśnie jakiś opóźniony kogut pieje po raz kolejny, jest już jasno za oknem, pora zwlec się z łóżka pakować plecaki, upychać lampiony po torbach i iść na ostatnie, mam nadzieję, śniadanie w Hoi An.

sobota, 24 kwietnia 2010

zdjęcia 17













Dzień na plaży

Między Danang a Hoi An ciągnie się 30km piaszczysta plaża, szeroka na kilkadziesiąt metrów, z drobnym piaskiem i miejscami kołyszącymi się palmami. Piękną plażę doceniali już Amerykanie w czasie wojny chrzcząc ją mianem China Beach i umieszczając tu ośrodki wypoczynkowe dla swoich żołnierzy. Wynajęliśmy dziś rano skutery w naszym hotelu, który nazywa się Long Life i mamy nadzieję, że pobyt tu rzeczywiście zapewni nam długie życie. Plaża Cua Dai oddalona jest około 4km od starego miasta w Hoi An gdzie mieszkamy. Wzdłuż plaży ciągnie się droga do Danang a od niej odbijają prostopadle do morza małe dróżki, na końcu których znajduje się zazwyczaj knajpa, parking na skutery oraz wystawione na plaży parasole kryte bambusową strzechą i wygodne leżaki. Panie z knajpy donoszą na plażę zimne piwo oraz jedzenie. Po 3tygodniach jedzenia kalmarów i krewetek w najróżniejszych postaciach trudno będzie się przestawić teraz na schabowy z kapustą. Wiem jednak, że jajek nie będę jadł przez dłuższy czas, bo mamy je codziennie na śniadanie i czuję że niedługo sam zniosę jajko. Wczorajszy dzień był idealny na plażę, bo wiał silny wiatr, dzięki czemu nie było czuć za bardzo słońca, piasek też nie był nagrzany i można było sie na nim położyć. Woda idealna. Nic dziwnego, że wybrzeże Wietnamu to obecne ulubiona destynacja wypoczynkowa Japończyków, Koreańczyków i Australijczyków. Jest tu idealna pogoda, są piękne plaże i jest stosunkowo tanio. A słońce jednak opala, na co narzekaliśmy w Laosie, dziś przeglądając się w lustrze mogliśmy to naocznie stwierdzić.

piątek, 23 kwietnia 2010