niedziela, 4 kwietnia 2010

Jedzenie i picie

Nie chce pisać tylko o jedzeniu i piciu ale tak naprawdę to najlepsze co można robic w Hanoi, a kolację zjedliśmy dziś złożoną z siedmiu głównych dań. Może jeszcze wart uwagi jest masaż choć ciut jednostajny. Rano po śniadaniu co prawda poszliśmy nad jezioro żeby zobaczyć świątynie Ngoc Son (Jade Mountain Temple), ale nie wprawiła nas w zachwyt. Ot stara światynia z mosiężną figurą wielkiego żółwia, który wedle legendy połknął prastary srebrny miecz podarowany przez Bogów, którym wietnamski władca wygnał Chińczyków. Przed świątynia zgodnie ze z wyczajem stoi wielki żelazny kocioł, w który wtyka się zapalone trociczki. Dzikie tłumy wędrują do tego miejsca, robiąc sobie zdjęcia na czerwonym drewnianym mostku. Byliśmy w kilku biurach podróży , których sa tu setki, żeby wykupić sobie wycieczkę do zatoki Halong. Ceny wycieczki, rzeczywiście połowę tańsze niż w internecie , ale i tak ceny wahają się miedzy 50$ a 300$ za praktycznie ten sam program. Niestety musimy zdać się na ślepy los bo niewiadomo komu tu zaufać. Zarezerwowaliśmy sobie miejsca za tydzień w jednym z biur i możemy teraz tylko trzymać kciuki, żeby nas nie oszukali. O 15tej czasu miejscowego obwiązkowo zasiedliśmy w knajpce żeby obejrzeć Grand Prix Malezji i kibicować Kubicy. 3 wypite Tigery zrobiły sobie i Kubica niesiony na fali naszego dopingu był czwarty. Justyna nie uczestniczyła w oglądaniu Formuły 1, co mnie nie dziwi, bo w domu tego też nie robi, wybrała się za to do salonu masażu naprzeciwko. Wróciła rozpromieniona i zrelaskowana, czym nas zachęciła do tego samego. Poszliśmy ze Zbyszkiem na godzinny masaż całego ciała. Zajęły się nami drobne Wietnamki, głowę niższe od nas i dobre 50kg lżejsze. Wrażenie ogólne przyjemne, zwłaszcza że masaż był wykonywany w pewnym momencie gorącymi kamieniami. Po takim masażu krew zaczęła od razu szybciej krążyć w naszych żyłach. Taki jednogodzinny masaż w salonie w centrum Hanoi kosztuje 10$. Generalnie oprócz tych drobnych przyjemności w ciągu dnia to włoczyliśmy się po uliczkach starego Hanoi zwiedzając bazary z warzywami, kwiatowe, oglądając sklepy z wyrobami z jedwabiu. Dla lubiących zakupy i buszowanie po sklepach Hanoi to raj. Poszczególne kwartały kilku ulic mają swoją specyfikę, są dzielnice ze sklepami tylko z zabawkami, są tylko z okularami, albo tylko z obrazami i pamiątkami dotyczącymi partii komunistycznej. Jak dotąd możemy stwierdzić, że w Hanoi jest bardzo fajnie, ludzie sa mili, usłużni, sympatyczni. Jest bezpiecznie, w miarę tanio. Gdyby jeszcze była słoneczna bezchmurna pogoda byłoby idealnie. Jutra wstajemy wcześnie rano o piątej i lecimy do stolicy Laosu - Vientane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz