niedziela, 20 lutego 2011

Do trzech razy sztuka

Zgodnie ze stara rzymska maksyma - do trzech razy sztuka - i wlasnie przy trzecim podejsciu w koncu udalo nam sie zobaczyc kostarykanski wulkan w pelnej krasie, przy blekitnym niebie, w sloncu, dymiacy i zapierajacy dech w piersiach. Wulkan Poas bo o nim mowa, wznosi sie na wysokosc 2560m. n.p.m. Mimo ze sasiaduje w odleglosci mniejszej niz 100km. od Irazu, ogladanego wczoraj, to rozni sie szata roslinna, ktora porasta jego zbocza. Pobocza Poas przypominaja roslinnosc srodziemnomorska z dominujacymi sosnami, a glowne uprawy to kawa i truskawki. Nie omieszkalismy kupic sobie siatki swiezutkich truskawek zebranych prosto z pola i sprzedawanych przez rolnika przy drodze. Nie ma to jak swiezo zerwane z krzakow truskawki w lutym :-) W Parku Narodowym Poas sa w zasadzie dwie atrakcje - wielki dymiacy krater wypelniony turkusowa woda, oraz odlegla o 30-minutowy treking pod gore lagune, czyli jezioro powstale w starym niekatywnym kraterze. W drodze powrotnej zatrzymalismy sie przy plantacji kawy, gdzie w przydroznej kafejce mozna bylo sie napic kawy z wlasnej uprawy. Kawa kosztowala 1$ i w zasadzie byla to jedyna tania rzecz, jaka udalo nam sie spotkac w Kostaryce. Kraj jest piekny i pelen atrakcji, ale jest tez drogi a chwilami niesamowicie drogi. Nie spodziewalismy sie tak wysokich cen, okay hotele rezerwowalismy wczesniej i znalismy poziom cen, ale koszty jedzenia nas zaskoczyly. Nawet w supermarkecie, gdzie zaopatruje sie lokalna ludnosc ceny wiekszosci produktow sa porownywalne lub wyzsze niz u nas w Polsce. A w restaurach za dobry posilek mozna zostawic majatek. Oplaty za wstep do parkow narodowych tez sa wysokie i dla turystow zagranicznych wyzsze niz dla tubylcow. Wiekszosc parkow to prywatne inwestycje, zrobione na swiatowym poziomie, ale za taki standard trzeba placic. Dla przykladu pojechalismy dzis przed poludniem do La Paz Waterfalls. To rodzaj rezerwatu, polozony okolo 50km od San Jose w zalesionej dolinie. Przez park przeplywa rzeka, ktora ma 5 wodospadow, najwiekszy ma okolo 85metrow wysokosci. Znajduja sie tu tez ptaszarnia, motylarnia, piekny ogrod z orchideami, tarrarium z wezami i z zabami, olbrzymie zasiatkowane pomieszczenie z malpami. Wszystko jest znakomicie rozplanowane, zbudowane, pelne smaku i atrakcji. Cale zwiedzanie zajmuje okolo 3h i nie mozna sie nudzic a raczej kazdy chodzi z usmiechnieta geba i szeroka otwartymi oczami. Za taka przyjemnosc tzreba zaplacic wstep 35$. Pojechalismy jeszcze popoludniu do centrum San Jose rzucic okiem na tzw. "stare miasto" Zgodnie jednak z tym co przeczytalismy wczesniej w przewodniku, cos takiego w stolicy Kostaryki nie istnieje. Stare budynki zostaly zniszczone na poczatku ubieglego wieku i zastapione przez brzydka, betonowa zabudowe. To chyba najmniej atrakcyjna stolica panstwa, jakakolwiek kiedys widzialem. Z czystym sumieniem mozna ja sobie odpuscic. Kostaryki jednak nie nalezy odpuszczac. Gdybysmy mogli zostac dluzej, z checia spedzilbym tu jeszcze conajmniej tydzien. Zostalo nam do zobaczenia karaibskie wybrzeze z plazami Tortugero, ktore slynie z zolwi skladajacych jaja, warto byloby wybrac sie na poludnie od SJO, na plaze parku Manuel Antonio gdzie las tropikalny spotyka sie z Pacyfikem. I pewnie jest jeszcze wiele innych ciekawych miejsc. Kostaryka to rewelacyjna destynacja dla tych poszukujacych bliskiego kontaktu z natura, dla milosnikow sportow, dla fotografow, dla wielbicieli wakacji zarowno na plazy, w gorach jak i dzungli. To wszystko jest tutaj na wyciagniecie reki. Gdzie indziej, jadac droga, wychodza pod kola samochodu iguany, na kablu telefonicznym przy drodze kolysze sie leniwiec a przy sniadaniu towarzysza ci tukany... Pura Vida !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz