sobota, 2 czerwca 2012

Targi i opuszczamy miasto

Po trzech godzinach snu, kiedy wstał ranek zbudziło mnie skrzypienie podłóg i drzwi. Była szósta rano i obsługa naszego małego butikowego hoteliku szykowała się do kolejnego dnia. Hotelik mieści się w uroczym ceglanym domu z wieżyczką i dużym tarasem z pięknym widokiem na miasto. Nazywa się Lokanga Boutique hotel i rzeczywiście jest tu butik. Jest tylko 6 pokoi, każdy z innym wnętrzem, które powala. Łóżka z baldachimami, meble z epoki wiktoriańskiej, wanny wolnostojące z pozłacaną armaturą pośrodku pokoju, parawany chińskie, hinduskie komody. Każdy szczegół jest dopieszczony, obrazy, zdjęcia na ścianach, kolory tapet,. żyrandole a nawet zastawa stołowa i koronkowe obrusy. Czuję się jak przeniesiony 200 lat wstecz. Wszędzie antyki, w jednym z pokoi stoi łóżko, w którym spala właścicielka w młodości. Mimo wszystko jest przyjemnie :-) Łóżka są grube, wygodne z puchowymi kołdrami i tuzinem poduszek. Puchowe kołdry w Afryce? Gratuluje sobie, że wziąłem długą piżamę, bo tu na Madagaskarze jest po prostu zimno ! Wczorajszy wieczór zakończyliśmy na tarasie pijąc lokalne piwo ThreeHorses. Oczywiście jak to jest w zwyczaju w większości krajów tropikalnych duże piwo występuje w butelkach 0.6 litra. Było chłodno, ale w nocy temperatura chyba spadła poniżej 5 stopni. Eufemistycznie mówiąc ranek był bardzo, bardzo rześki. Dołączyła do naszej grupki 7 osoba, amerykanka Britney. Mamy więc 6 samców i jedną samiczkę. Teraz zbliża się południe, jesteśmy na targach turystycznych w hotelu Carlton. Nomen omen an schodach spotkałem załogę samolotu AirFrance, która wczoraj obsługiwała nas na pokładzie rejsu. Odbyły się już prezentacje, teraz mamy czas na spotkania face to face z wystawcami. Sądząc po prezentacjach wyspa ma wiele do zaoferowania i jest na tyle duża i różnorodna, że dwutygodniowy pobyt może nie starczyć, żeby zobaczyć najważniejsze rzeczy. Wystawców jest ponad 50-ciu, choć większość to przedstawiciele hoteli. Reprezentantów turystyki przyjazdowej jest może z tuzin. Wróciliśmy z hotelu Carlton do naszego miejsca zamieszkania na obiad. Całkiem niezły, choć nie obyło się bez niespodzianek. Zamówiłem na przystawkę sałatkę, dokładnie rzecz ujmując coś o nazwie grizzler salad. Co dostałem? Kawałki smażonej wątróbki na plasterkach jabłka przystrojone ćwiartkami pomidorów. Odkąd mój ojciec, kiedy byłem małym dzieckiem, pod nieobecność mamy przez tydzień smażył mi z siostrą wątróbkę, nie jadam tego specyfiku. Na Madagaskarze się zmusiłem i nawet nie było takie złe. Jednak nei na tyle dobre, żebym chciał więcej to zamawiać. Okazuje się, że tutaj uwielbiają gęsią wątróbkę, a w drodze na południe mijaliśmy nawet wioskę specjalizującą się w produkcji foie gras. Jedziemy zatem na południe z czego niezmiernie się cieszę, bo Antananarivo delikatnie mówiąc nie zachwyca. Jest to rozłożyste miasto o parterowej zabudowie, z kilkoma zaledwie wyższymi budynkami. Panuje tu charakterystyczny dla biednych państw Afryki chaos i bałagan. Na chodnikach siedzą biedne zasmarkane dzieci, pełno jest straganów z bananami, pomidorami czy smażonymi lokalnymi przekąskami. Budynki są liche, obdrapane, często nie skończone. Wygląda to wszystko naprawdę bardzo biednie, a przede wszystkim nie jest to taka Afryka jaką mieliśmy ochotę zobaczyć. Wyjechaliśmy już jednak i podążamy w stronę Antsirabe jedną z głównych dróg w tej części wyspy - RN7. Widoki robią się ciekawe, ziemia ma piękny czerwony kolor. "Mazotoa misakaf" - właśnie się dowiedzieliśmy jak jest w języku Malgaszów "smacznego". "Samy Tsara" to natomiast "na zdrowie" i czuje, że będziemy używać tego zwrotu często na wyjeździe. "Misaotra" oznacza dziękuje. Apropos picia to jedziemy busikiem w całkowitych ciemnościach i pijemy piwo THB a Roger stara się nam wytłumaczyć jak to się robi na Madagaskarze. Najpierw należy kilka kropel przelać do kapsla, zwrócić się w stronę północno-wschodnią i tam skropić ziemię piwem. Duchy przodków zostaną w ten sposób zaspokojone a nam piwo powinno lepiej smakować. Roger opowiada tez inne ciekawe rzeczy. Okazuje się, że jeśli na wyspie kobieta ma ochotę na seks, to idzie np. na targowisko i upina włosy w specyficzny sposób. Faceci natomiast wkładają grzebień we włosy też w odpowiedni sposób. Ciekawe jak robi to Roger bo jest całkiem łysy. Połowa Malgaszów wyznaje prymitywne obrządki i wierzy w zabobony. Głęboko ukorzenione są też stare zwyczaje i prawa społeczne. Mężczyźni w zależności od swojej zamożności mogą mieć wiele żon i kochanek. Kobiety do dnia dzisiejszego nie mają prawa głosować w wyborach. Jeśli któryś z kuzynów zapragnie żony swojego krewnego ona nie ma prawa mu odmówić. Te przykłady pokazują jak społeczeństwo Malgaszów na Czerwonej Wyspie różni się od cywilizowanego zachodniego świata. Wracając do dzisiejszego popołudnia i drogi którą podążamy. Jest asfaltowa, co nie znaczy że jedzie się szybko. Drogę tarasują ciężarówki, powolne samochody, w wioskach i miasteczkach tłumy ludzi. Całe życie koncentruje się przy głównej szosie. W wioskach trudno jest znaleźć murowany budynek, większość to proste budynki z czerwonej, popękanej od słońca gliny. Pola uprawiane przez miejscową ludność to głównie tarasy ryżowe na zboczach. Zamiast traktorów, którego nie widziałem żadnego dominują bawoły. Charakterystyczne dla krajobrazu są kolorowe ubrania suszące się na poboczach dróg, czasem po prostu na trawie, czasem na kamieniach, kaktusach czy drewnianych ogrodzeniach. Mieliśmy zaplanowany ciekawy przystanek po drodze, w lokalnej, przydomowej fabryczce przetapiania aluminium. Wyglądało to mniej więcej tak, podwórko na tyłach domu, tam kilka palenisk, gdzie topi się części aluminium, obok szopa gdzie w przygotowane formy wlewa się płynny metal. Na Madagaskarze nic nie może się zmarnować, recykling który jest taki modny na Zachodzie, tu wykorzystywany jest w sposób niewymuszony i naturalny w 100%. Wokół palenisk z wrzącym aluminium kręciło się około piętnastu małych dzieci, głównie dziewczynek, które chętnie pozowały do zdjęć. Powiem szczerze, że widok kiedy mężczyźni boso przelewają z kotła płynny, czerwony metal do formy a kilkadziesiąt centymetrów od nich stoi grupka kilkuletnich dzieci był bardzo niekomfortowy i stresujący. Dzieci na Madagaskarze jest dużo, są wszędzie, zazwyczaj, brudne, zasmarkane, pozostawione same sobie. Potrafią pięknie i bezinteresownie się uśmiechać, radują się, kiedy na wyświetlaczu aparaty pokaże się im wykonane wcześniej zdjęcie. W całkowitych ciemnościach, bo na wyspie prąd jest rzadkością dojechaliśmy do hotelu w Antsirabe. Nazywa się Royal Palace i choć pałacu nie przypomina jest bardzo komfortowy i nowocześnie wykończony. Rano wziąłem pierwszą pigułkę Malaronu - lekarstwa antymalarycznego i chyba mój organizm nie toleruje wybitnie tego środka. Czułem się wieczorem fatalnie i obiad poszedł do zwrotu. Będę musiał odstawić lekarstwo i liczyć na łaskawość lokalnych komarów. Dotąd żadnego nie zauważyłem. Chyba, że to zemsta wątróbki z obiadowej sałatki ;-) Jutro pobudka 6 rano.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz