czwartek, 7 czerwca 2012

Plaże w Ifaty

Skoro świt o 7 rano opuściliśmy lodowate Isalo Rock Lodge, z włoskim managerem, który wszędzie biegał i węszył. Mieliśmy dziś do przejechania prawie 250km. W drodze zrobiliśmy sobie kilka przystanków. Najpierw żeby przyjrzeć się z bliska majestatycznym baobabom. Rosną rocznie o 15cm. wzwyż i osiągają około 30metrów wysokości. Są niesamowite, żeby objąć egzemplarz, który oglądaliśmy trzeba by z dwunastu chłopa. Mają gładki, równy pień i charakterystyczne powyginane, krótkie gałęzie tylko na czubku. Kolejny przystanek zrobiliśmy w lokalnej fabryce rumu, Była to w zasadzie rozległa wioska, w której pracowało kilkudziesięciu mężczyzn. Pokrojone owoce ubijali długimi kijami w beczkach, a sfermentowany sok destylowali w ułożonym poziomo wydrążonym pniu drzewa. Efektem finalnym była biała przezroczysta ciecz, zwana rumem lokalnym. Nikt od nas z autobusu nie odważył się jednak tego spróbować w obawie przed ślepotą, jedynie kolega z Polski kupił buteleczkę w bliżej nieokreślonym celu.. Jeszcze przed południem dojechaliśmy w końcu na wybrzeże do miejscowości Toliara. Nareszcie pojawiły się wysokie, kołyszące powoli palmy kokosowe. Tu pożegnaliśmy się z naszym kierowcą i jego pomocnikiem, którzy towarzyszyli nam przez ostatnie 6 dni. Ostatni etap podróży do miejscowości Ifaty pokonaliśmy trzema land cruiserami 4x4, ponieważ nie ma już tu asfaltowej drogi. Jazda trwała około godziny, podczas której mijaliśmy pod drodze wozy drewniane zaprzężone w woły, wioski z glinianymi chatami otoczone drewnianymi palisadami, kobiety z garnkami noszonymi na głowie. Wszędzie tylko piasek i piasek. W jednej z wiosek podszedł do nas tubylec i poczęstował maniokiem, który akurat spożywał. Nic pysznego jeśli mam być szczery, dość mdłe w smaku. Jedno duże piwo później dotarliśmy w końcu do naszego hotelu Le Paradisier nad samym morzem, a trzymając się nazw geograficznych nad Kanałem Mozambickim. Oznacza, to, że jakieś 650 kilometrów dalej znajduje się wybrzeże kontynentalnej Afryki. Akurat był odpływ więc widok nas nie zachwycił, wystające skałki, wodorosty, woda kilkaset metrów od brzegu plaży. Ale już kiedy kilka godzin później woda podeszła prawie pod samą skarpę, na której stał hotel, całość wyglądała bardzo zachęcająco. Mamy ładne bungalowy piętrowe na skarpie z widokiem na morze i zejście bezpośrednio na piaszczystą plażę. Bardzo wygodne i egzotyczne. Na dole salon z łazienką i wypoczynkiem, u góry zaś duże szerokie podwójne łóżko i oszklona panorama 360 stopni. Czułem się trochę jak w latarni morskiej. Kiedy zapadł zmrok poszliśmy z latarkami do buszu na tyłach hotelu i udało nam się wytropić w gęstwinie okaz najmniejszego występującego na wyspie gatunku lemura - tzw. pygmy mouse lemur. Prowadzi nocny tryb życia, dlatego był to najodpowiedniejszy moment, żeby go zobaczyć. Jak sama nazwa wskazuje, przypomina mała myszkę, do tego wystraszoną kiedy naraz kilka osób latarkami świeci jej w oczy. W hotelu mieliśmy niespodziankę, występ lokalnego zespołu folklorystycznego. Przygrywało 7 facetów, na instrumentach domowej roboty, szarpanych typu gitara i bębnach oraz innych wynalazkach. Od strony estetycznej występ uatrakcyjniały trzy kobiety, które równomiernie się kołysały do muzyki, od czasu do czasu wysuwając się na front, odwracając do nas i wykonując pobudzający zmysły taniec pośladków. Muzyka była naprawdę przednia a widoki niepoślednie. Dorobiłem się na tym ostatnim trekingu chyba jednak zapalenia gardła, bo od wczoraj tracę głos. Nie mogę się już praktycznie porozumiewać, z ust dobywa się tylko charkot. Oprócz różnych aspiryn napiłem się też lokalnego lekarstwa na takie choroby, czyli mieszaniny rumu, wyciśniętego świeżego imbiru, limonki i miodu. Zobaczymy czy zadziała. Jutro mieliśmy lecieć do Antananarivo rejsem o 9:30, ale nam go odwołali i mamy przesunięty wylot o dwie godziny. Może dzięki temu po raz pierwszy podczas pobytu pośpię dłużej niż do 6 rano. Minęła już jedenasta, zza okien mojej sypialni na piętrze dobiega łoskot fal uderzający o brzeg oraz odgłosy ptaków, które przysiadają na dachu ze strzechy. Jutro ostatni dzień wyjazdu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz