środa, 16 lutego 2011

Zwierzyniec

Kostaryka to kraj slynacy z zolwi, tukanow i kwezali. Oczywiscie zadnych z tych okazow fauny nie dane bylo nam zobaczyc. Jeszcze rzecz jasna. Zawsze sa ogrody zoologiczne. Na codzien widujemy psy, koty, bawoly. Iguany spotyka sie posrodku drogi jak wyleguja sie na goracym asfalcie i kilka razy musialem ostro hamowac zeby ich nie przejechac. W okolicach jeziora Arenal spotkalismy ostronosa bialonosego, ktory, wykazal sie nadzwyczajna aktywnoscia i podbiegl do naszego samochodu, zeby pozowac do zdjec. W ogrodzie hotelowym spotkalismy koniki polne wielkosci dloni...brrr, gdyby taki wskoczyl mi na plecy mialbym stracha. Ponad naszymi glowami kraza drapiezniki, nad kwiatkami fruwaja motyle.
Dzis o poranku opuscilismy Guanacaste i udalismy sie w podroz do Arenal, jednej z najbardziej popularnych destynacji w Kostaryce, z uwagi na aktywny wulkan Arenal. U podnoza wulkanu znajduje sie olbrzymie jezioro a cala okolice porastaja lasy deszczowe. I podobnie jak bylo w Monteverde, pada tu deszcz. Wulkanu jeszcze nie udalo sie nam zobaczyc, mimo ze mamy widok z naszego bungalowu prosto na wyrzucajaca lawe gore. Jest pokryta mgla. Co wiecej spotkalismy w recepcji amerykanke, ktor przyznala sie, ze spedzila tu 3 dni i ...nie udalo jej sie zobaczyc wulkanu. Caly czas pada i gory sa osnute mgla. Coz, z natura sie nie wygra. Jutra rano ruszamy na calodniowy rafting na Rio Toro a potem liczymy na lut szczescia i laskawosc gory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz